Informacja prasowa

Neutralność technologiczna nie jest rozwiązaniem problemów przemysłu motoryzacyjnego

8 grudnia 2025

Europejski przemysł motoryzacyjny ma realną szansę stać się konkurencyjnym graczem na światowym rynku elektryków – ale tylko jeśli UE będzie trzymać się celu wyznaczonego na 2035 r., pisze Lucien Mathieu.

W przyszłym tygodniu Unia Europejska ogłosi decyzję, która może przesądzić o przyszłości europejskiej branży motoryzacyjnej. Chodzi o przegląd regulacji dotyczących emisji CO₂ z samochodów i o cel pełnej elektryfikacji do 2035 roku. To właśnie wtedy dowiemy się, czy Europa chce realnie konkurować z Chinami i USA, czy raczej pogodzić się z tym, że przyszłość motoryzacji będzie tworzona gdzie indziej.

Przemysł samochodowy i sprzyjający mu politycy rzucają na tę bitwę wszystkie siły. Domagają się tak zwanej „neutralności technologicznej”, czyli prawa do sprzedaży aut spalinowych także po 2035 roku. Problem w tym, że w świecie, w którym prawie każdy widzi, że przyszłość należy do aut elektrycznych, takie podejście jest krótkowzroczne. Może ono mocno osłabić konkurencyjność Europy w kolejnych latach.

Prawdziwe korzenie kryzysu


Branża motoryzacyjna świetnie radzi sobie z obwinianiem regulatorów i celu na 2035 rok za wszystkie swoje problemy. Tyle że w rzeczywistości obecny kryzys nie ma z tą datą nic wspólnego.

Dziś w Europie sprzedaje się o trzy miliony aut mniej niż w 2019 roku. Powód? Producenci świadomie postawili na wyższe marże zamiast na większą sprzedaż. Między 2018 a 2024 rokiem średnia cena auta klasy popularnej wzrosła aż o 40 procent — z 22 tys. euro do 30,7 tys. euro.

Wiele koncernów motoryzacyjnych zanotowało w tym czasie rekordowe zyski.

Ale strategie “marża, a nie ilość” dzisiaj się mszczą. Coraz mniej Europejczyków stać na nowe auto. A w Chinach europejskie marki tracą sprzedaż i marże w zawrotnym tempie, przegrywając z lokalną, bardzo agresywną konkurencją w segmencie aut elektrycznych.

Jaka jest ich „magiczna” recepta? Dopuścić biopaliwa i hybrydy plug-in po 2035 roku.

Może to przynieść im chwilę ulgi, ale strategicznie to poważny błąd, który zaprowadzi europejską motoryzację w ślepą uliczkę.

Są trzy proste powody, dla których „neutralność technologiczna” w prawie dotyczącym emisji CO₂ z samochodów to bardzo ryzykowny pomysł:

1. Cele to kompas dla inwestycji
Jasne, stabilne cele napędzają inwestycje i dają firmom poczucie pewności. Osłabienie ambicji na 2035 rok postawi pod znakiem zapytania setki miliardów euro już zainwestowane w łańcuch wartości elektromobilności: baterie, sieci ładowania, energetyczną elektronikę i komponenty.

Ponad 200 prezesów i liderów branży napisało do Komisji Europejskiej, apelując, by nie ruszać tych celów.

2. Neutralność technologiczna wcale nie oznacza, że będzie taniej
Samochody elektryczne już dziś są najtańsze w użytkowaniu — a w szybkim tempie stają się też najtańsze w zakupie. Za hasłem „neutralności technologicznej” kryją się znacznie droższe dla kierowców opcje.

Hybrydy plug-in kosztują średnio ok. 55 tys. euro. Różnica kosztów w porównaniu do auta benzynowego dla drugiego czy trzeciego nabywcy jest tak duża, jakby paliwo zdrożało 0,92 euro na litrze.

Paliwa syntetyczne będą kosztować 6–8 euro za litr. Zaawansowane biopaliwa — z racji ograniczonej podaży — również pozostaną bardzo drogie.

3. Świat przechodzi na elektryki — z Europą czy bez Europy

Globalny wyścig o elektryfikację już trwa. Sprzedaż aut elektrycznych w Chinach oraz w szybko rozwijających się krajach, takich jak Tajlandia czy Wietnam, rośnie w imponującym tempie — i dziś wyprzedza Europę.

A nawet u nas, na własnym podwórku, zmiana przyspiesza. Tylko w trzecim kwartale 2025 roku aż 10 europejskich państw (w tym Polska) ustanowiło nowe rekordy sprzedaży aut elektrycznych.

Europa stoi dziś na rozdrożu


Jeśli utrzymamy ambitne cele, europejska motoryzacja ma realną szansę konkurować na świecie i przekształcić się w silnego, globalnego gracza ery elektryków. Jeśli jednak je osłabimy i pozwolimy producentom wciąż kurczowo trzymać się technologii spalinowej, branża trwale zostanie w tyle.

Zwlekanie z elektryfikacją w niczym nie pomoże. Wręcz przeciwnie — pogorszy sytuację.

Europejska motoryzacja zbyt późno zorientowała się, jak bardzo zaspała wobec Chin. A część branży ryzykuje dziś powtórzeniem tego samego błędu, brnąc jeszcze głębiej w ślepą uliczkę silników spalinowych. Przyszłość jest jasna: elektryczna. Każdy miesiąc i każdy rok europejskiego wahania pozwala Chinom powiększać swoją przewagę. One nie zwolnią tempa elektryfikacji tylko dlatego, że Europa chce przedłużyć życie technologii spalinowej. A sami Europejczycy nie będą w nieskończoność kupować gorszego rozwiązania.

Jeśli UE teraz się cofnie, może przegapić największą przemianę przemysłową tego pokolenia. Oznacza to rezygnację z ambicji przodowania jednej z kluczowych technologii XXI wieku i utratę korzyści — przemysłowych, ekonomicznych i społecznych — jakie niesie ze sobą elektryfikacja.

To moment, żeby trzymać kurs i pokazać przywództwo oraz wizję.

Wszystkie dyskusje o biopaliwach, e-paliwach, hybrydach czy „wydajnych” silnikach spalinowych nie dadzą Europie czasu, by konkurować z Chinami. To rozpraszacze, które mogą zamienić UE w muzeum samochodów.

Zamiast tego dajmy naszej branży prawdziwą szansę, by dogonić technologię przyszłości.


Powiązane artykuły

Zobacz wszystko